W ubiegły weekend byłam w Berlinie na targach Expolingua. Poza samymi targami pozwiedzałam trochę miasto, w którym ostatni raz byłam ponad 10 lat temu. Dużo się pozmieniało, a ja w końcu bardziej świadomie mogłam się nim zachwycać. Zapraszam do krótkiej relacji i wirtualnej wycieczki po Berlinie.
Expolingua 2018
Zanim opowiem o tym, czy podobało mi się na tych targach, to może wytłumaczę Ci, czym jest Expolingua. Expolingua to Międzynarodowe Targi Języków i Kultur. To miejsce dla osób interesujących się językami, innymi kulturami oraz podróżami. Wśród wystawców znalazły się szkoły językowe, firmy tworzące różne aplikacje lub materiały dydaktyczne, wydawnictwa oraz instytucje promujące różne kraje. Poza stoiskami były również spotkania, warsztaty podzielone na kilka sekcji: wyjazd zagranicę, tłumaczenia, świat języków, wykłady dla nauczycieli, różnorodność kultur.
Nie jechałam na te targi z jakimiś wielkimi oczekiwaniami. Chciałam zobaczyć, jak one wyglądają, co oferują oraz chciałam po prostu porozmawiać sobie po niemiecku. Poza tym nie ukrywam, że większym priorytetem było dla mnie pokazanie Berlina mojemu mężowi niż siedzenie cały dzień na targach. Czy mi się podobało? Bardzo! Zajrzałam na stoiska aplikacji Chatterbug, Volkshochschule (VHS), Deutsche Welle, Langenscheidt, Assimil oraz Educ’Arte. Widziałam także stanowisko Die Sprachzeitung – Presse und Sprache, ale już nie zdążyłam podejść i się rozejrzeć. Brakowało mi wydawnictw. Miałam nadzieję, że będzie ich trochę więcej, ale niestety. Jeśli nic nie pokrzyżuje mi planów, przyjadę również za rok.
Zrobiłam małe zakupy, pozbierałam ciekawe gadżety oraz materiały na zajęcia i usiadłam w kąciku, by porozmawiać z Maćkiem z bloga Zabierz swego lwa. Znam go online już jakiś czas, dzięki grupie Blogi językowe i kulturowe. Cieszę się, że mogliśmy się spotkać na żywo i porozmawiać o blogowaniu, życiu w Niemczech oraz o szczycie klimatycznym w Katowicach 😉 Maciek ma niesamowitą wiedzę historyczną i „nietypowy” sposób na uczenie się języka francuskiego. Koniecznie zajrzyj na jego stronę.
Berlin
Nocleg w Berlinie zarezerwowaliśmy miesiąc, dwa przed wyjazdem na targi na Booking.com. Nie znam miasta dobrze, więc sugerowałam się ceną i odległością od targów. Dopiero planując, co chcemy zobaczyć i zwiedzić, zauważyłam, że mamy super lokalizację i wokół mamy mnóstwo ciekawych miejsc. Nasz hotel znajdował się na Anhalter Straße. Tuż obok ruin Anhalter Bahnhof. To pozostałość ogromnego dworca kolejowego z roku 1880, który niestety związany jest z mrocznymi wspomnieniami z czasów II Wojny Światowej. To stamtąd odjeżdżały pociągi wiozące berlińskich Żydów do obozu zagłady w Theresienstadt.
Checkpoint Charlie i Mauermuseum
Z samego rana poszliśmy pieszo w kierunku Checkpoint Charlie na Friedrichstraße. Po drodze minęliśmy pozostałości Muru Berlińskiego oraz bezpłatne muzeum – Topografia terroru. Checkpoint Charlie to miejsce, gdzie kiedyś znajdowało się przejście graniczne z Berlina Zachodniego do NRD. Obecnie stoi tam budka, przy której można zrobić sobie zdjęcie wraz z ludźmi przebranymi za amerykańskich żołnierzy. Ciężko przeoczyć to miejsce, bo roi się od turystów, którzy strzelają sobie selfie lub zdjęcia grupowe.
Tuż obok jest sklep z pamiątkami i Mauermuseum – Haus am Checkpoint Charlie. Właśnie w tym sklepie można zakupić bilety i audioprzewodniki do muzeum (aktualne ceny znajdziesz TUTAJ). Tak zrobiliśmy. Przez godzinę oglądaliśmy eksponaty i zapoznawaliśmy się z historią Muru Berlińskiego. Bardzo się cieszę, że zdecydowaliśmy się na audioprzewodnik, bo dzięki temu zrozumieliśmy i wynieśliśmy więcej z tej wycieczki. Same eksponaty były bardzo ciekawe, ale to audioprzewodnik pozwolił mi przenieść się w czasy, gdy mur powstawał. Dowiedziałam się więcej o tym, jak doszło do budowy muru, jak reagowało na to społeczeństwo i jak wyglądało życie podziemne po zakończeniu budowy. Zdecydowanie polecam wizytę w tym miejscu, ale poświęć więcej niż godzinę, by na spokojnie zapoznać się z każdym eksponatem i każdą historią.
Friedrichstraße
Friedrichstraße to jedna z najbardziej znanych i najdłuższych ulic w Berlinie. Ciągnie się przez ok. 3,3 km od dworca kolejowego aż do Mehringplatz. Jej nazwa wywodzi się od Fryderyka III Brandenburskiego, który bardziej znany jest jako król Prus – Fryderyk I. Na tej ulicy znajdziesz wiele ekskluzywnych galerii handlowych, sklepów i restauracji. Podążając tą ulicą od Charlie Checkpoint można po drodze wejść lub troszkę odbić do: muzeum Currywurst, Deutscher Dom, Gendarmenmarkt. A przy zbiegu z ulicą Francuską mamy Französischer Dom i słynną Galeries Lafayette – francuską galerię z bardzo charakterystyczną elewacją budynku. My właśnie przy tej ulicy odbiliśmy w lewo w kierunku Hannah-Arendt-Straße.
Pomnik Pomordowanych Żydów Europy
Docierając już do zbiegu Hannah-Arendt-Straße z Ebertstraße, naszym oczom ukazało się ponad 2700 ciemnoszarych brył o różnych wysokościach. Jest to właśnie Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. Wstęp jest bezpłatny. Można sobie pochodzić wśród tych brył, zrobić zdjęcia. Pomiędzy tymi bryłami przebiegają wąskie ścieżki, po których można poruszać się w pojedynkę. Dwie osoby będą miały problem, by przejść w tym samym czasie. Im głębiej się wchodzi, tym wyższe stają się bryły. Forma tego pomnika ma nawiązywać do żydowskiego cmentarza, gdzie sarkofagi są układane jeden na drugim z powodu braku miejsca.
Reichstag i Brama Brandenburska
Od pomnika ruszyliśmy w kierunku Reichstagu i Bramy Brandenburskiej, mijając po drodze park Tiergarten i ambasadę USA. Gdy byliśmy już przy Bramie Brandenburskiej, widzieliśmy z daleka Kolumnę Zwycięstwa.
Brama Brandenburska jest najbardziej rozpoznawalnym budynkiem Berlina. Powstała w 1791 roku jako Brama Pokoju na życzenie króla Fryderyka Wilhelma II. Mówi się, że była niemym świadkiem wielu wydarzeń historycznych. Jakich? Polecam poszukać w internecie, bo to bardzo ciekawe opowieści.
Od Bramy Brandenburskiej przeszliśmy się w kierunku Reichstagu/Bundestagu, zbaczając dosłownie na chwilkę, by zobaczyć Pomnik Sinti i Roma. Reichstag to miejsce, w którym mieści się parlament Niemiec. Można wejść do środka i zwiedzić szklaną kopułę. My stwierdziliśmy, że wejdziemy tam innym razem, gdyż było dużo ludzi, a chcieliśmy jeszcze zobaczyć coś więcej.
Unter den Linden i sklep Ampelmann
Wróciliśmy pod Bramę Brandenburską i szliśmy wzdłuż ulicy Unter den Linden aż do skrzyżowania z Friedrichstraße. Po drodze mijaliśmy liczne ambasady: Stanów Zjednoczonych, Węgier, Rosji, Wielkiej Brytanii. Przechodziliśmy nawet obok miejsca, gdzie według tablic informacyjnych ma powstać ambasada Polski. W tym miejscu była również bardzo ciekawa wystawa, opowiadająca jak odzyskaliśmy niepodległość. Mijaliśmy również słynny hotel Adlon. To chyba najstarszy i najdroższy hotel w Berlinie. Został otworzony w 1907 roku i gościł same znakomitości. Warto obejrzeć sobie mini serial wyprodukowany przez ZDF pod tytułem „Das Adlon. Eine Familiensaga”.
Po dotarciu do Friedrichstraße wstąpiliśmy jeszcze na chwilę do największego sklepu z gadżetami Ampelmännchen w Berlinie. Dopiero wtedy dowiedziałam się, co to znaczy mieć fioła na punkcie czegoś. Warto wejść do tego sklepu nawet, jeśli nie zamierzasz nic kupić. Jest naprawdę fajnie zrobiony. W środku znajduje się mini przejście dla pieszych z sygnalizacją świetlną oraz mnóstwo rzeczy z zielonym, czerwonym i różowym ludzikiem. Znajdziemy tam chyba wszystko. Śmiałam się, że mogłabym się ubrać od stóp do głowy w Ampelmännchen.
Ampelmännchen został wymyślony w latach 60-tych w NRD przez psychologa transportu Karla Peglau. Psycholog ten zastanawiał się, jak zmniejszyć liczbę wypadków na ulicy z udziałem pieszych i po licznych badaniach doszedł do wniosku, że ludzie są bardziej uważni, gdy zamiast zwykłego zielonego lub czerwonego światła sygnalizatora świetlnego, pojawia się jakiś ciekawy i sympatyczny symbol. Od tamtego czasu sygnalizatory świetlne dla pieszych w Berlinie mają postać ludzików.
Dalsza część wędrówki
Kontynuując naszą pieszą wędrówkę skręciliśmy w lewo w Friedrichstraße i podążaliśmy nią aż do rzeki Sprewa. Po drodze minęliśmy Tränenpalast i Admiralpalast. Warto się zatrzymać chociaż na chwilę. Tränenpalast to miejsce, w którym kiedyś znajdowała się hala odpraw obywateli opuszczających byłe NRD. Po przekroczeniu mostu udaliśmy się na obiad do Italofritzen. Gdy zjedliśmy obiad, wiedzieliśmy już, że wiele tego dnia nie zobaczymy. Byliśmy zmarznięci, zmęczeni i powoli zapadał zmrok. Dlatego zdecydowaliśmy się przejść pieszo wzdłuż rzeki do Wyspy Muzeów, a stamtąd poszliśmy w kierunku Berliner Dom, Marienkirche, Berliner Fernsehturm i Alexander Platz. Z Alexander Platz przejechaliśmy metrem w kierunku Potsdamer Platz i wróciliśmy do hotelu.
Topografia Terroru
Następnego dnia wyszliśmy szybciutko z hotelu i udaliśmy się do Topografii Terroru. Jest to bezpłatne muzeum, w którym kiedyś główne siedziby miały Gestapo, SS oraz Główny Urząd Bezpieczeństwa i Rzeszy. Jest tu wiele zdjęć i opisów, które upamiętniają tamte wydarzenia. Dowiesz się, jak powstały te instytucje oraz jak wyglądały pierwsze deportacje Żydów. Muzeum robi wrażenie. Momentami czułam się przytłoczona, nie tyle nadmiarem informacji, co samą ich treścią. By porządnie zwiedzić muzeum i przeczytać/obejrzeć wszystko, potrzeba ok. 2 godzin. Są także interaktywne stoiska, gdzie można obejrzeć fragment filmu, wypowiedzi jakiegoś urzędnika lub Adolfa Hitlera. Jak na bezpłatne muzeum, byłam zadowolona. Dodatkowo przed wejściem do muzeum są fragmenty muru więziennego oraz Muru Berlińskiego.
East Side Gallery
To największa „galeria” na świeżym powietrzu, powstała na ponad kilometrowym fragmencie Muru Berlińskiego. Ten odcinek muru jest też jego najdłuższym zachowanym odcinkiem. Galeria zawiera ponad 100 oryginalnych graffiti artystów z różnych stron świata. Powstały po upadku NRD. W 2009 roku postanowiono je odnowić. Najbardziej znanym graffiti jest legendarny już braterski pocałunek dwóch komunistycznych przywódców – Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera.
Po obejrzeniu graffiti, zrobieniu zdjęć, ruszyliśmy w kierunku Mercedes-Benz Areny, by zjeść obiad. Znaleźliśmy fantastyczną niemiecką restaurację „Loretta an der Spree”, gdzie zjedliśmy przepyszną zupę dyniową, sznycla z Kartoffelsalat oraz Käsespätzle. Trafiłam do niemieckiego raju, jeżeli chodzi o jedzenie. Co prawda restauracja nie należała do najtańszych, ale stwierdziliśmy, że było warto.
I tak skończyła się nasza pierwsza wspólna wyprawa do Berlina. Mam nadzieję, że za jakiś czas znowu wrócę/wrócimy, bo zostało jeszcze sporo do zobaczenia. Miasto przez 10 lat nic nie straciło na uroku, więc nadal uważam, że jest fantastyczne. Następnym razem z pewnością zahaczę jeszcze o Poczdam, bo to tam zostawiłam swoje młodzieńcze serce kilkanaście lat temu.
A Ty byłaś w Berlinie? Lubisz to miasto?