Tyle lat nauki niemieckiego, a potem okazuje się, że wcale go nie znam!

utworzone przez | wrz 19, 2018 | Język niemiecki | 10 Komentarze

Znasz to? Uczysz się latami niemieckiego w szkole i podobno całkiem nieźle Ci idzie. Nawet zdałaś egzamin na poziomie B2. Potem wyjeżdżasz na wakacje i … klops. Zupełnie nic nie rozumiesz. Zastanawiasz się, gdzie tkwi problem. Czy to nauczycielka uczyła w szkole wymarłego języka? Czy może Ty jednak nie jesteś taka dobra, jak myślałaś?

Nic z tych rzeczy! Odpowiedź jest dużo prostsza niż myślisz. W szkole i na kursach językowych uczymy się standardowego niemieckiego tzw. Hochdeutsch.  To oficjalna i poprawna wersja języka niemieckiego, a w praktyce … no cóż … bywa różnie. Czasem trafiamy do regionu, w którym dosyć intensywnie używa się tamtejszego dialektu, który niestety z Hochdeutsch ma niewiele wspólnego. Nawet niemiecki w Austrii czy Szwajcarii różni się od tego w Niemczech.

Ja miałam to szczęście, że trafiałam na ludzi, którzy nie mówili dialektem i ich rozumiałam. Jedynym wyjątkiem byli Szwajcarzy, którzy czasem się zapominali i mówili po szwajcarsku. Miałam wtedy niezły ubaw, bo wydawało mi się, że mówią jak „wieśniacy”. Czy zrozumiałam wszystko? Wiele domyśliłam się z kontekstu, ale były zdania czy słowa, których kompletnie nie rozumiałam. Musiałam wtedy ich prosić o powtórzenie lub powiedzenie tego w Hochdeutsch.

Do dzisiejszego wpisu zaprosiłam cztery fantastyczne kobiety. Każda z nich mieszka w kraju niemieckojęzycznym i przeszła swoją drogę do poznania „prawdziwego” niemieckiego.  Czy było im trudno się odnaleźć w kraju, w którym „nie mówią po niemiecku”? Przeczytaj sama!

Dominika Rotthaler – blog Pani Dominika

W Polsce mamy bardzo inne wyobrażenie o Niemczech, niż to, z którym jesteśmy konfrontowani po pierwszej wizycie w kraju za Odrą. Przede wszystkim myślimy o Niemczech jako o spójnej, homogenicznej całości – jedyne podziały jakie nam się z Niemcami kojarzą to wschodnie i zachodnie kraje związkowe. Dopiero po przyjeździe do Lipska, Kolonii, czy Monachium zdajemy sobie sprawę z tego, jak zróżnicowany i niejednolity jest ten kraj!

 

Ze mną i z moim obrazem Niemiec było podobnie. Dotychczas mieszkałam już w trzech różnych miastach Niemiec, a tym samych trzech różnych krajach związkowych – najpierw w Hamburgu, potem w Monachium, a obecnie we Frankfurcie nad Menem. Za każdym razem zaskakuje mnie ilość nowych zwyczajów, wyjątkowych potraw, akcentów, językowych zwrotów i społecznych norm. Często różnice pojawiają się w sposobie wyrażania własnych uczuć lub reagowania z poczuciem humoru (lub jego brakiem) na niektóre zdarzenia. Znaczenie ma również fakt, że dany Bundesland jest w większości katolicki czy protestancki. Faktem, o którym się w Polsce często nie wie, jest zależność systemu szkolnictwa nie od rządu republiki, tylko od rządów poszczególnych krajów związkowych. Pojawiają się więc różnice programowe, ale i zupełnie odmienne dla każdego regionu przerwy wakacyjne i terminy ferii. Jeśli ktoś przeprowadza się do Niemiec z rodziną i dziećmi, powinien te daty wziąć koniecznie pod uwagę!

 

Mając tę świadomość dużego zróżnicowania, nie tylko językowego, ale również kulturowego wewnątrz kraju, łatwiej jest zrozumieć Niemcy i samych Niemców. Jeśli chodzi o naukę języka, to zawsze lepiej zacząć od Hochdeutsch – a jeżeli wybieracie się do jakiegoś konkretnego regionu Niemiec, warto najpierw osłuchać się z dialektem tego kraju związkowego, żeby ten językowy szok nie był aż tak duży 😉 W Internecie można znaleźć wiele pomocy naukowych i liczne przykłady, ilustrujące te językowe fenomeny. Powodzenia!

Beata Mazurek – blog Viennese breakfast

Pierwszy raz zetknęłam się z niemieckim na studiach. To był specyficzny lektorat, a raczej nasze – studentów – do niego podejście w stylu wkuj i zapomnij. To wkuwanie obejmowało i tak głównie słówka branżowe, a nasz nauczyciel był bardziej zajęty rozmowami na tematy wszelakie z nami niż uczeniem niemieckiego. Mój poziom po zaliczeniu tego lektoratu – A 0 😉

 

Dopiero trzymiesięczny wyjazd do Niemiec pozwolił mi nieco bliżej zetknąć się z językiem. Znajomi jednak byli bardziej zainteresowani szlifowaniem angielskiego czy francuskiego niż rozmową w języku Goethego. Moje ubogie słownictwo i blade pojęcie o gramatyce pozwoliło mi jednak ze zdziwieniem odkryć, że Niemcy niekoniecznie mówią w języku niemieckim, jaki serwowano mi na lektoracie i w podręczniku. Towarzystwo było mieszane: Bawaria, północna Westfalia i Hamburg, więc słownictwo oraz wymowa były bardzo różne. Po latach, gdy zamieszkałam w Wiedniu odkryłam, że ilość wersji niemieckiego, z jakimi przyjdzie mi się tu zmierzyć, przekracza moje wcześniejsze doświadczenia z pobytu w Niemczech. Śpiewny austriacki niemiecki w Wiedniu różni się od tego tuż za granicami miasta, a to dopiero początek. Podręczniki niestety uczą zwykle tylko Hochdeutscha i tu pojawia się problem, gdy przyjdzie w praktyce w kraju niemieckojęzycznym wypróbować to, czego nauczono nas w szkole lub co sami – jak ja, wkuwamy z dostępnych kursów, podręczników. Przyjdzie nam mozolnie przedzierać się przez smaczki i uroki lokalnej wersji języka. Widzę tu wyzwanie dla germanistów, by stworzyć kurs/podręcznik mówiący dość dokładnie o tych różnicach. Oszczędziłoby to wielu niespodzianek osobom odwiedzającym lub wyprowadzającym się w konkretne regiony niemieckojęzyczne. Autor na pewno nie miałby problemu ze sprzedażą takiej książki/kursu.

 

Na koniec powiem coś, co mnie pociesza, gdy nie rozumiem styryjskiego czy barwnego wiedeńskiego niemieckiego. Znajomy męża, Niemiec, miewa z ich zrozumieniem te same problemy.

Inga Wiśniewska – blog Poliglota w kilku krokach

Kiedy przyjechałam do Niemczech, nie znałam niemieckiego prawie wcale, ale coś umiałam już powiedzieć i zrozumieć. A raczej, jak się szybko okazało – tylko powiedzieć. Rozumiałam coś słuchając lektora, już mniej, ale jednak – oglądając telewizję…. Ludzi nie rozumiałam prawie wcale!


Na początku naprawdę mogłam dogadać się tylko na lotnisku lub na dworcu, bo tam mówili ‘Hochdeutschem’. Poza tym, nie rozumiałam prawie nic. Kiedy prosiłam o powtórzenie, często okazywało się, że znam słowa, nie rozumiałam ich wypowiadanych przez Niemców. Mieszkam w Badenii Wirtembergii – tu dominuje „schwäbisch”, czyli dialekt szwabski. Ludzie połykają samogłoski i kiedy słyszałam ‘knnnn’, trudno było mi domyślić się, czy chodzi o ‘kennen’ czy ‘können’. A w niemieckim używa się bezokolicznika w wielu formach! W szwabskim też często zniekształcają słowa, np. ‘ein bisschen’ brzmi jak ‘a bissle’, a zamiast ‘weißt du’, mówią ‘weisch’. Zdarzają się, oczywiście, typowo szwabskie słowa, które różnią się od tych używanych w Hochdeutsch, np. ‘schwetzen’, zamiast ‘reden’ albo ‘gell’ zamiast ‘oder’ na końcu zdania.

 

Na początku trudno się w tym wszystkim odnaleźć.

 

W Badenii są też inne dialekty, np. ‘badisch’, ale nie wiem o nim nic.

 

Kiedy wyjeżdżam w inne regiony Niemiec, słyszę różne akcenty. Trudno mi ocenić, czy to inna wymowa, czy już dialekt. W Bawarii mówią bardziej miękko – zakładam, że tak wymawiają słowa w Hochdeutsch, bo podobno ‘bayrisch’ trudno zrozumieć 🙂

 

Niedawno była u mnie przyjaciółka nie znająca niemieckiego. Kiedy jechałyśmy pociągiem, obok nas rozmawiała grupka mężczyzn i jeden z nich mówił w kompletnie inny sposób. Moja przyjaciółka zapytała mnie, czy to był na pewno niemiecki, bo brzmiał zupełnie inaczej, niż to, co słyszała dotychczas. Ja jestem pewna, że wcześniej nie zrozumiałabym tego mężczyzny.

 

Niemcy ponadto robią wiele błędów i to też wprowadza chaos, zwłaszcza na początku.

 

W nauce języka podkreślam zawsze osłuchiwanie się z językiem, którym ludzie mówią na co dzień. Ten, który słyszymy w wykonaniu lektora czy ogólnokrajowej telewizji to poprawny, literacki język. Ten codzienny różni się, czasami nawet bardzo. W Niemczech jest to szczególnie widoczne.

Anna Skiba – blog Polka w Tyrolu

Austrię miałam okazję odwiedzać już jako dziecko, gdyż z rodzicami sporo podróżowaliśmy. Jednak dopiero w 2015 roku przyjechałam do Kraju Mozarta bardziej na stałe niż jako turysta. Jako że w Polsce studiowałam język niemiecki, wiedziałam że w Austrii istnieje austriacka odmiana niemieckiego, niestety nie wiedziałam jak to w praktyce wygląda. Na szczęście różnice nie są znaczące. Głównie chodzi o to że w Austrii niektóre niemieckie wyrazy mają swój „zamiennik”.  Dla przykładu, kupując bułkę w Austrii nie powiemy die Brötchen lecz die Semmel, a szpital to nie das Krankenhaus, a der Spital.  Niektóre przykłady są z kolei totalnie niedorzeczne, na przykład pomidor: w Niemczech to die Tomate, a Austrii… der Paradieser.  Z kolei ziemniak to nie swojski Kartoffel lecz Erdapfel 🙂  Dodatkowo w Tyrolu mówi się gwarą, która jest piekielnie trudna. Tyrolczycy nawet starając się mówić „Hochdeutsch” mają takie naleciałości, że czasem trudno ich zrozumieć. Przede wszystkim „utwardzają” i „ubezdźwięczniają” wyrazy, jeżeli tak to można określić; wszędzie cisną „k”, „p” i „sch”.  Tutaj Christian to Krischtian, Jakob to Jakop, a Innsbruck to Innschbruck. Zamiast „weißt Du?” zapytają „weischt Du?”, a zamiast „was ist das” spytają „was isch des” 🙂

 

Oprócz tego w Tyrolu funkcjonuje mnóstwo zwrotów, których nie ma w „Hochdeutsch”, na przykład typowe tyrolskie powitanie „Griass Di” / „Griass Enk”.

 

Ogólnie jednak mam takie spostrzeżenie, że słuchając austriackiego radia czy telewizji, gdzie mówi się wyraźnie i z dobrą dykcją, to nie ma żadnych problemów ze zrozumieniem języka, nawet dla osoby niezaawansowanej. Problemem jest jedynie to, że niektórzy ludzie mówią bardzo niewyraźnie, jakby nie chciało im się wysilać, i w ogóle się tym nie przejmują. Ale tak jest chyba wszędzie. Wtedy nie należy się zrażać, tylko poprosić aby dana osoba powtórzyła o co jej chodzi 🙂

 

 

Podsumowując, czy warto uczyć się Hochdeutsch? A może lepiej skupić się na nauce dialektu? Zgodzę się z Dominiką, że warto zacząć od Hochdeutsch, a potem w zależności od miejsca, do którego się wybieramy, osłuchać się z lokalnym dialektem lub akcentem.

To słuchanie jest bardzo ważnym aspektem, co podkreśliła również Inga. Często bywa tak, że ktoś mówi standardowym niemieckim, ale my go nie rozumiemy, ponieważ do tej pory słuchaliśmy tylko lektora/nauczyciela. Warto obejrzeć jakiś film, włączyć wiadomości, ale te lokalne. Poszukać filmików na Youtube, gdzie spotykamy normalnych ludzi. Najlepiej wpisać w wyszukiwarkę „oesterreichisch deutsch” i sprawdzić, co możemy znaleźć. Tak jak wspomniała Beata, ciężko jest znaleźć materiały do nauki tych dialektów/odmian języków. Ale nie warto się poddawać! Ciekawym kanałem na Youtube, prowadzonym przez Austriaczkę, jest JANAklar. Jana ma nawet jeden specjalny odcinek dedykowany austriackiej odmianie języka.

A na koniec, nie bójmy się prosić ludzi o powtórzenie tego, co przed chwilą powiedzieli. To normalne, że możemy kogoś nie zrozumieć, bo mówi niewyraźnie lub za cicho, za głośno. Jak to napisała Ania, nie zrażajmy się i próbujmy dalej.


Jak u Ciebie wyglądała przygoda z „innym” niemieckim? Czy ciężko było Ci się odnaleźć w zastanej rzeczywistości?


Możesz komentować jako gość bez logowania się. Wystarczy, że najedziesz kursorem na pole „nazwa” i rozwiną Ci się dodatkowe opcje. Zaznacz „wolę pisać jako gość”, podaj imię oraz adres e-mail i gotowe.

Hallöchen!

Jestem Ola Jakubowska i od 2013 roku sprawiam, że moje dorosłe kursantki mówią po niemiecku płynnie, naturalnie i z większą pewnością siebie. Też tak chcesz? Pozostańmy w kontakcie!

Social Media

POBIERZ BEZPŁATNY
Willkommensgeschenk